Kiedyś może będę miał więcej czasu, żeby opisać ten wyjazd. Dziś tylko garstka zdjęć, które zawsze najbardziej polubiłem.
Czechy na rowerze: nie tylko Praga!
Tytułem wstępu: jeżeli kiedykolwiek byliście już w Pradze, będziecie chcieli jeszcze raz tam pojechać - nie mam wątpliwości. Dla odmiany proponuję Wam jednak zajrzeć także na Morawy, bo jest to miejsce absolutnie magiczne i wymarzone dla każdego, kto jedzie na wakacje zwolnić i wypocząć w spokojniejszym otoczeniu.
Bezdyskusyjnie najpiękniejszym miejscem, które miałem okazję zobaczyć, to Znojmo, z jego cudownym ukształtowaniem terenu. Miasto położone jest u źródeł rzeki Dyje. Niemal w całości ulokowane jest na wzgórzu nad jednym z brzegów rzeki, z którego prowadzi do miasta 18-procentowy podjazd jako żywo przypominający podjazdy z wyścigu Milan-San Remo :-)
Dalej Znojmo. Warto zwrócić uwagę na spacerową "serpentynkę" dla pieszych i na most kolejowy z 1871 r. o wysokości 48 metrów(!):
Kawałek za Znojmem, gdzieś na morawskiej szosie. Czysta błogość, tym razem zdecydowanie w klimatach Tour de France :-)
A tu z kolei Ołomuniec i słynny zegar astronomiczny na ścianie ratusza. Jeżeli wierzyć przewodnikom, jest to najbardziej skomplikowany zegar mechaniczny świata (a nawet jeśli tak nie jest, to wrażenie robi niewiarygodne). Jedno wiem na pewno: miasto nie bez powodu znalazło się na liście dziedzictwa UNESCO!
Tu z kolei maleńki Štramberk, który wylądował całkowicie niesłusznie poza obszarem zainteresowań autorów wielu przewodników, choć robi niesamowite wrażenie ze względu na liczne drewniane domy i bardzo ciekawy rozkład budynków oraz ulic. Aby go jednak zobaczyć, trzeba najpierw pokonać niemały podjazd... :-)
A ponieważ nie wszystko na wyprawie może się udać, zdarzają się też takie sytuacje:
Tak się kończy wytyczanie tras w ciemno w oparciu o mapy z OSM :))) 30 km po takiej trasie, z sakwami, na oponach 28C - czyż może być piękniej? :-)
Na szczęście strudzonemu turyście wszystko wynagrada lokalna kuchnia - na zdjęciu Hřibeček, czyli lokalny specjał z Cyklozahradki (dosł. ogródka rowerowego, a w rzeczywistości: uroczej mordowni pod gołym niebem ze wspaniałym piwem i jeszcze wspanialszym prowadzącym oraz gośćmi) z Valtic:
Ajajaj, naprawdę zachciało mi się tam wrócić... Wątpię, czy w 2013 r. będzie to możliwe, ale rok później - kto wie! Trzeba być dobrej myśli :-)
Tak to było u mnie... a u Was? Macie jakieś plany na rowerowe wakacje w rozpoczynającym się właśnie roku? :-)
Bardzo fajne wakacje;) Jak mi tylko zdrowie pozwoli mam zamiar zaatakować Beskid Niski oraz Beskid Żywiecki w ciągu 14 dniowej samotnej wycieczki szlakami turystycznymi... Jak będzie czas pokaże...
OdpowiedzUsuńAch, uwielbiam Beskidy! Co prawda w moim przypadku jest to raczej Beskid Śląśki i zdecydowanie szosa, ale w Żywiecki też się kilka razy zapuszczałem - wrażenia rewelacyjne. Trzymam więc kciuki za powodzenie wyprawy :)
UsuńMam jeszcze pół roku do wyprawy (na przygotowanie fizyczne do wyprawy jak i zakup potrzebnego sprzętu). Gdy już będzie więcej wiadomych niż niewiadomych postaram się skrobnąć coś na blogu na ten temat. W śląskim też nie byłem ale góry kuszą mnie ostatnio i to bardzo!
OdpowiedzUsuńPół roku to mnóstwo czasu, więc mocno wierzę, że Ci się uda :-) Powodzenia i mocno rowerowego roku!
UsuńBardzo sympatycznie. Czy ten wyjazd był jakoś związany z zamiłowaniem do piwa? :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie do zdjęcia z "morawskiej szosy": przepraszam, czy pan Cavendish? :D
U mnie w życiu wszystko jest z zamiłowaniem do dobrego piwa ;) Chociaż na południu Moraw rządzi wino, tak więc dla każdego znajdzie się coś miłego.
OdpowiedzUsuńCo do Cavendisha - wiesz, ma się te znajomości z Twittera :D
Hehe, słuszne podejście ;)
OdpowiedzUsuńChylę czoła w takim razie! :D