Dawno już nie widziałem tak ciekawych zdjęć z helikoptera - jak na dłoni widać walkę o każdy centymetr, przepychanki (na szczęście w granicach rozsądku) i niesamowitą płynność, z jaką porusza się zawodowy peleton. Każdy z zawodników wiedział też doskonale, że przed serią zakrętów trzeba być jak najbliżej czoła wyścigu, aby móc marzyć o zwycięstwie, co dodatkowo podkręciło tempo jazdy.
Finisz pokazuje także, jak wielkiej klasy sprinterem jest Mark Cavendish, o którym pisał kilka dni temu Paweł. Na nieco ponad kilometr przed metą, po chwili totalnego zamieszania, wydawało się już, że Cav stracił kontakt z czołem grupy i nie wróci już do walki o zwycięstwo. Odnalazł się jednak (już chciałem napisać "cudem", ale zawodnicy tej klasy na cuda liczyć nie muszą!) i wykorzystał każdy centymetr miejsca oraz wat mocy w nogach, by dotrzeć do mety przed konkurentami. Właśnie takie sprinty lubię najbardziej: szybkie, chaotyczne i nieprzewidywalne, ale - na całe szczęście - bezpieczne.
Na koniec wniosek na przyszłość: nie ocenia się książki po okładce ani wyścigu po jego miejscu w kalendarzu UCI :-)
Niesamowita końcówka! Przy okazji bardzo fajna szata graficzna bloga;)
OdpowiedzUsuńSprinty to to, co lubię :) Prędkość i to wszystko, co dzieje się wewnątrz peletonu na ostatnich (kilo-)metrach naprawdę robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńMi też nowa szata graficzna bardzo się podoba (wielki plus za tarczę z sercami!), jest przejrzyście i "estetycznie". Przez chwilę miałem dziwne wrażenie, że jestem "u siebie", ale to pewnie ze względu na czcionkę i archiwum z prawek strony :)
O dobrą promocję już zadbałeś, więc trzymam kciuki za pozytywny rozwój bloga pod nowym adresem :)
Pozdrawiam!
Ach i dziękuję serdecznie za zlinkowanie, to dla mnie zaszczyt! ;)
OdpowiedzUsuńPanowie,
OdpowiedzUsuńPiękne dzięki za miłe słowa. Cieszę się, że blog się Wam podoba - nie powiem, trochę to wszystko trwało zanim był gotowy, ale dzięki takim opiniom wiem, że było warto :) Postaram się, aby treść była adekwatna do jakości wystroju ;)
Raz jeszcze dziękuję!